Dawno nie miałem weekendu z takim ładunkiem emocji … Dwa różne światy muzyczne z którymi tak naprawdę nigdy nie miałem styczności, a które potrafiły tak bardzo przeniknąć mój własny.
Muzycy piątkowego koncertu Domowych Melodii dodali mi sporo pozytywnej energii, ale to nic dziwnego bo sami są jej wulkanem… Ola natomiast, podczas sobotniego koncertu, z chirurgiczną precyzją trafiała w tą znacznie smutniejszą część mnie … Koncerty w Jazz Clubie Papaja, poprzez swój bliski kontakt z wykonawcą, stają się bardzo intymne. Oczywiście nie zawsze jestem na to podatny, czasem po prostu tam jestem, czasem chłonę wszystko jak gąbka. Tak było w ten weekend, Domowe Melodie (Justyna, Staszek i Kuba) bawili się muzyką, cieszyli się jak dzieci (zresztą cała trójka wystąpiła w piżamach) i tą niewinną radość przelali na Nas – słuchaczy.
No dobra, po Domowych Melodiach jako tako wiedziałem czego się spodziewać – Grażkę słyszał prawie każdy. Ola Bieńkowska była jednak dla mnie czystą kartką. O tym, że będzie to niezwykły wieczór zwiastował już sam zachód słońca – takie kolory nie trafiają się często. Ola nie występowała solo, towarzyszył jej Bartek Szetela oraz Krzysztof Herdzin, który grał na instrumencie użyczonym przez Kacpra Kasprzaka, który zapowiedział, że z kurzu to już go nigdy nie wyczyści ;). No ale był to wieczór zupełnie inny niż ten piątkowy, owszem muzycy żartowali między piosenkami, była swoboda, ale … Ola swym pięknym, silnym głosem spotęgowała te smutniejsze emocje, tęsknotę. Mimo wszystko, piękny wieczór.
Dzisiaj jeszcze przede mną koncert Macieja Fortuny w Kościele Najświętszego Serca Jezusowego w ramach Ełckich Koncertów Muzyki Organowej i Kameralnej organizowanego przez Ełckie Centrum Kultury, zapraszam 🙂