Tak zawsze na nią mówiłem, tak mam ją też zapisaną w telefonie, kobieta, która zawsze była dla mnie Ciocią Martą, wczoraj z rana stała się modelką…
Każda kobieta powinna raz na jakiś czas zrobić coś tylko i wyłącznie dla siebie, tak było w tym przypadku, spotykaliśmy się już fotograficznie czy to na chrzcinach Antosi, czy też nieco później z małą Antoniną na promenadzie, po warsztatach fotograficznych w Warszawie, no i rzecz jasna na chrzcinach Kajetana, ale nigdy na pierwszym planie nie była ona.
Plan był taki, że spotykamy się o 6 rano i jedziemy polować na mgłę, no ale plany wiadomo… lubią się nieco zmieniać, zwłaszcza, gdy o 6 się okazuje, że moja kochana siostra cioteczna – Zuzia, jeszcze jest w trakcie malowania Marty. W ten oto sposób, wschód słońca oglądaliśmy przez okno pokoju w trakcie malowania, a na sesję ruszyliśmy o 7… różowego nieba brak, mgły brak, ale magia była… magia i dużo śmiechu, ale w takim towarzystwie nie mogło być inaczej. Mieliśmy robić zdjęcia na poważnie, ale nie dało się nie śmiać… co zresztą widać na zdjęciach. Teraz siedzę i myślę, bo muszę wydrukować 2 zdjęcia… ale które?