Sezon jeszcze się nie skończył, ale mam już swoje ulubione śluby. Każdy z nich jest inny i z każdego można byłoby wyłuskać coś niezwykłego, ale ten zostanie w mojej głowie na długo – głównie z powodu niesamowitego luzu i otoczki..
drobnych elementów, które razem tworzyły coś godnego przeżycia… Do rzeczy 🙂 Ślub cywilny w plenerze, w dodatku w miejscu, które znam z pięknego otoczenia, czyli w Perle Mazur, dodatkowo z najprzyjemniejszym urzędnikiem jakiego nie spotkacie w żadnym innym mieście. Wszystko zaczęło się i trwało właśnie w Perle Mazur, gdzie od przygotowań miejsca udzielenia ślubu i makijażu Ani rozpoczęła się moja praca. Praca w tym przypadku to niezbyt dobre określenie bo głównie polegało to na tym, że śmialiśmy się wspólnie, a pomiędzy jednym żartem a drugim trzeba było zrobić zdjęcie. Naturalny i piękny makijaż to zasługa Agnieszki Linkiewicz, której pracę oczywiście polecam…
Sama ceremonia to gratka dla każdego fotografa, robić zdjęcia w takiej scenerii z takimi ludźmi to czysta przyjemność, jedyny minus – z racji tego, że to ślub cywilny, a ten trwa dużo krócej od kościelnego trzeba było szybko się przemieszczać by uchwycić wszystkie najważniejsze detale, przy okazji udało się złapać chwilę wzruszenia i piękne gesty. Przy składaniu życzeń pojawił się niespodziewany gość – tanie wino „Bączek”, które wzbudziło niemały zachwyt Krzyśka, znanego konesera dobrych win 😉
Wesele – z pozoru małe przyjęcie dla 30 osób, aleeee pozory wiadomo – mylą. Jako, że na przyjęciu nie było ani orkiestry ani dj, muzyką zarządzało kilku gości korzystając z najzwyklejszego laptopa. No ale po paru minutach pojawiła się pierwsza niespodzianka, na sali obok za kilka godzin miało się rozpocząć drugie wesele, a że zespół mający tam grać troszkę się nudził to wpadł do nas z biesiadą – wielkie dzięki zespołowi „Castor” za ten fajny bezinteresowny gest 🙂 Takich smaczków było więcej, między innymi pogo po pierwszym tańcu przy nietypowym, jak na wesele, utworze punk rockowym. No i nie na każdym weselu można posłuchać reklam youtubowych podczas zabawy 😉 miało to swój zdecydowanie wyjątkowy klimat i dawno się tak szczerze nie ubawiłem będąc w pracy 🙂
Na plener wybraliśmy nad znane już jezioro w Woszczelach, ale poszliśmy na dziką plażę (której, wcześniej nie znałem), sesja była ekspresowa i mimo bólu pleców Krzyśka po podrzucie z wesela (który widoczny jest na zdjęciach wyżej) znowu było pełno śmiechu. Tak jak lubię. Dziękuje, że mogłem w tym wszystkim brać udział i za stworzenie takiej atmosfery jakbyśmy się znali kilka lat. Oby tak było na przyszłość 😉 Na, którą rzecz jasna się polecam.