Aleksandra i Łukasz – reportaż ślubny

Picture of Kuba

Kuba

Chciałoby się zacząć ten wpis jednym wielkim śmiechem, no ale chyba nie wypada. Olę poznałem jakieś 10 lat temu, gdy wojowała wokalnie na scenie Ełckiego Centrum Kultury i zdarzyła nam się jedna krótka sesja dawno temu. Łukasza poznałem stosunkowo niedawno, ale z jego rodziną kontakt miewałem bardzo częsty… do rzeczy? 😉
Dzień zaczął się nietypowo, a już na pewno Oli, gdy o 2 w nocy wysłałem wiadomość na fb o tym, że „pewnie mnie zabijesz, ale…” zgubiłem jej numer telefonu i nie pamiętałem o której mam się stawić na przygotowaniach. (jak łatwo się domyśleć, po pierwszym zdaniu pojawił się stres, że ten dupek Kuba dzisiaj jednak nie może). No, ale mogłem. Ślub odbywał się dzień po weselu Karoliny i Piotra i troszkę się tej ceremonii różnił. Czesał, malował i inne takie Marek Bogdziewicz, znany w Ełku emigrant i imigrant :P, jednym słowem fachowiec i rzecz jasna brat pana młodego, a co za tym idzie również świadek. Zresztą nawiązań i korelacji przy tym ślubie jest mnóstwo, bo świadkową była znana z tego, że jak się bawić na swoim weselu to w szpitalu – Justyna 😉 Ale wróćmy do osi czasu. Po makijażu, mogłem spokojnie wrócić do domu i po szybkim obiedzie przejść się na „ubieranie” młodej, przejść bo mieszkamy w tym samym bloku, klatka obok 😉 No i oczywiście jak to z babami jest, mieliśmy baaardzo dużo czasu do ślubu, ale przygotowania się troszkę przesunęły i do Łukasza jechaliśmy (z kamerzystą) już nieco spóźnieni.

Ślub odbywał się w najlepszym kościele do robienia zdjęć w Ełku – mówię to z pełną odpowiedzialnością, zero problemów z kolorami, dużo miejsca, piękne światło. Kościół pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty na toruńskiej znaczy się. Oprawa mszy przepiękna, tak licznego zespołu jeszcze nie widziałem. Masa dzieciaków, a jak już pewnie wiecie jest to moja mała miłość. Piękna ceremonia, no i Adusia z miną „co oni zrobili” tuż po założeniu obrączek… ale czaaad.

No i tak, wiecie gdzie było wesele Karolina i Piotra dzień przed? To się domyślacie gdzie pognało nas z Aleksandrą i Łukaszem. Fregata po raz kolejny. Tak samo dobrze jak dzień przed, ba, przystawki były inne więc jest pewność, że nie jest to pozostałość po poprzednim weselu 😉 No i był ogień. Wodzirej zespołu Eden z Olecka był tak nakręcony, jakby bawił się na swoim własnym weselu, od samego początku do samego końca z tą samą energią i z tą samą werwą zabawiał gości – mega power. No ale, to co najbardziej mi się podobało na tym weselu, to te szczere uśmiechy, czysta radość. Bardzo przyjemnie się pracuje w takich warunkach. Kolejną rzeczą, albo w sumie osobą, którą należy wyróżnić to wspomniany wcześniej świadek – Marek. Dawno, albo w sumie i nigdy nie widziałem tak zaangażowanej osoby w to by to wesele miało taki obraz, a nie inny. Bardzo dużo pozytywnej energii i piękne scalenie całości – brawo. Oczywiście nie zabrakło też wyciskacza łez – wspólnego śpiewu Oli z mamą.

No i plener 🙂 na plener pojechaliśmy najpierw na tzw. „windowsy” za naszym jeziorem, później miała być łódka, ale jak się okazało „port” został nieco uszkodzony przez padnięte drzewo i z wycieczki nici, ale okazja do zmoczenia się pojawiła się przy parku miejskim, a dokładniej przy tamtejszej fontannie. Na przyszłość, jakby ktoś tam robił zdjęcia to ostrzeżenie – nie nachylajcie się twarzą nad strumień wody – prawda Ola? 😉

No i to był kolejny ślub, za który jestem wdzięczny, że brałem w nim udział. Zresztą ostatnio sobie zacząłem myśleć, że pamiętajcie wszyscy fotografowie, kamerzyści, członkowie zespołów, że to jest zaszczyt, że to Was ktoś zaprasza do udziału w tym pięknym dniu – i nie jest ważne, czy Ty uważasz ślub za bzdurę czy nie, ważne jest to, że dla tych konkretnych ludzi to (przynajmniej na tę chwilę) najpiękniejszy dzień w ich życiu. Uszanuj to i zrób co w Twojej mocy, by dołożyć do tego swoją cegiełkę. Ja dziękuję 😉 Tyle.