To był pierwszy reportaż ślubny tego sezonu, no i tego dnia, tych pierwszych razów, było wiele.
Z Olgą na przygotowaniach spotkałem się w Orzyszu, no i na dzień dobry (prócz prasowania sukni dla świadkowej ;)) pierwszy „pierwszy raz” widziałem, żeby panna młoda do ślubu malowała się sama – i to w dodatku po alkoholu ;). Zresztą można się było tego spodziewać, bo od samego początku czuć było spore pokłady luzu. Nawet fakt, że dzień wcześniej wichura pozbawiła prądu salę weselną, a w drodze powrotnej z dekorowania restauracji, samochód zaliczył buziaczka z drzewem, które nagle spadło na drogę, nie sprawił, by czuć można było chociaż cień zmartwienia. Sposób naprawy zderzaka (na jednym zdjęciu widać) też był niczego sobie :). No ogólnie, sielanka jednym słowem. Ubawiłem się, gdy przez 5 minut dziewczyny próbowały nałożyć na suknię bolerko, tak żeby nie zepsuć fryzury i nie rozmazać makijażu. 🙂 Po nałożeniu zbroi przez Olgę ruszyłem do Krzyśka i trochę nie wypada mi pisać, że i tam przeżyłem swoje kolejne pierwsze razy, no ale tak było. W sensie pierwszy raz widziałem tak zapinane spinki do mankietów ;), ale to będzie słodka tajemnica Krzyśka, świadka no i moja… milczę jak grób ;). Gdy już wszystko było gotowe, ruszyliśmy w drogę do młodej, no ale jako, że dzień pechowy to szybki powrót po bukiety, no, a w samochodzie przy okazji się przypomniało, że należałoby je przyciąć bo łodygi dłuższe od samego bukietu 😉 No i to kolejny pierwszy raz, gdy tata „młodej” czeka pod klatką z sekatorem 😉
Po błogosławieństwie w samochód i do kościoła, po paru metrach, szybki rzut oka w lusterko (miałem to szczęście, bo chyba pierwszy raz jechałem autem razem z młodymi) i Zonk (gimby nie znają?) świadkowie stoją i chyba nie mają czym jechać do kościółka ;). Świadkowa zmieściła się do nas, a świadka losy nie są mi znane… no ale dotarł ;). Kościół pw. Matki Bożej Szkaplerznej to bajka, bardzo przyjemny, dużo miejsca do pracy…. no i pierwszy raz się zdarzyło, żeby ksiądz w czasie przysięgi nie mógł rozczytać co ma w księdze zapisane… i prosi młodą o rozczytanie. Poezja 🙂 Luz najwidoczniej udzielił się już wszystkim. Na wyjściu ze świątyni miał być widowiskowy szpaler z bańkami mydlanymi… no, ale przynajmniej było śmiesznie. 😉
Droga do Mariny Śniardwy w Nowych Gutach, gdzie odbywało się przyjęcie weselne, odbyło się bez żadnych niespodzianek, a sama sala cóż? Część jadalna przepiękna, dawno nie miałem przyjemności fotografować w takim miejscu, część taneczna, troszkę ciasna i niska, nie za łatwa do robienia zdjęć, no aleeeeee :). Wesele prowadził Dj Norbi, który też dwoił się troił jak ogarnąć cały sprzęt (oświetlenie sali i nagłośnienie) bo przecież pamiętacie awarię prądu z pierwszego akapitu? Cała impreza przeleciała na agregacie 😉 No, ale udało się… No i ostatni z pierwszych razów to prezent jaki otrzymali młodzi… Przyznajcie się, kto z Was, czytelnicy, widział kiedyś by w prezencie otrzymać kurę nioskę? Prawdziwą, żywą, kurę nioskę? No bomba 🙂 Co to był za dzień.
Plener odbył się w okolicach Mariny Śniardwy, czyli w Nowych Gutach 😉 Jezioro to oczywiście Śniardwy 😉 Podsumowując, lepiej zacząć sezonu nie mogłem, lubię ludzi, którzy mają w sobie tak duży luz. Z uśmiechem na twarzy jest dużo łatwiej. 🙂
Marina Śniardwy – www.marinasniardwy.pl
Dj Norbi – www.djnorbi.pl