Na instagramie napisałem Marceli, że pamiętam ten ślub i chętnie do niego wrócę, a utkwił mi w pamięci z kilku powodów. Pierwszy – nie często fotografuję się w miejscowościach Kiekskiejmy, Żytkiejmy i kto tam jeszcze wie gdzie wtedy byłem ;) Druga, że pierwszy raz i w sumie jedyny w moim fotograficznym życiu, zamiast typowych przygotowań ubierania młodych, ubierany był kościół – i to przez parę młodą. Czad ;) W domu kupa dzieciaków, co ja osobiście na zdjęciach uwielbiam.
Kościół w Żytkiejmach zapamiętałem z nietypowego powodu, pierwszy raz na ceremonii ślubnej ksiądz mi powiedział “możesz chodzić gdzie chcesz, kiedy chcesz, stawać mi za plecami, byle nie stać z aparatem wycelowanym w moją stronę”, lubię jasne zasady od początku ;) Ale chyba najbardziej lubię, jak młodzi się przez prawie całą ceremonię (w tym przypadku cały dzień) uśmiechają, albo śmieją, bajka :)
Wesele natomiast pamiętam tylko przez mgłę, co niby powinno być normalne, ale ja na weselach nie pije ;) Nie pamiętam gdzie było, kto grał i co, ale po uśmiechach śmiem twierdzić, że było udane ;)
Aaaaaaa plener, plener był zdecydowanie w ich okolicach i to zawsze lubiłem, gdy ktoś ma swoje miejsce gdzie mogę, zobaczyć coś nowego ;) i mimo, że las to niby las, a jednak każdy ma swoje własne smaczki. Lubię :)